Tour du haut var nie obył się bez przygód. Zapanowała epidemia grypy. Tomek i kolega z grupy z powodu wysokiej gorączki wycofali sie na pierwszym etapie. Ja dojechałem tylko, że jakoś się dziwnie czułem podczas całego etapu. Na trasie jeszcze zmieniałem rower i koło. Następnego dnia dopadła mnie grypa nie w takim wydaniu jak Tomka ale jakoś za super nie było. Rano fervex i aspirina i na trasę bidon z aspiryną i powiedzmy, że jakoś tam dało się jechać, do 120km było nawet całkiem nieźle bo na podjazdach nie puszczałem. Puściłem dopiero na 170km czyli na 35km do mety. Przy okazji zaliczyłem jedną kraksę i zmianę koła. W sumie 205km, ani metra płaskiego. Jak Gilbert powiedział w jednym z wywiadów 3400m przewyższenia czyli 100m więcej niż na Liege Bastogne Liege.
Locke jest na innej planecie. Wygrywa z grupy, pod górę, na solo. Ciekawe jak jeździ na czas? Podejrzewam, że daje radę. Chłopaki z BMC cały etap pracowali na Gilberta. Jak zrobili ogień między 120 a 130km to lepiej nie mówić. Podejrzewam, żę za miesiąc to właśnie Gilbert będzie już rządził.
Teraz musze się wyleczyć, czyli 2 dni wolnego a w niedzielę puchar Francji Boucles du Sud Ardeche.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz